poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Charakter imprezy, czyli gwiazdy i gwiazdozbiory

Przyszedł czas na kolejną odsłonę analizy koncertów. Na początku jednak krótka retrospektywa. W poprzednich wpisach zanalizowałem już dwa rodzaje podziałów koncertów, a były to: podział koncertów ze względu na miejsce (ilość osób na imprezie) oraz podział koncertów ze względu na cenę biletów, aby przypomnieć sobie treść, odwołuję do etykiety analiza po prawej stronie od tekstu. Teraz przyszedł czas na analizę kolejnego, trzeciego podziału. Tym razem będzie to podział koncertów ze względu na charakter imprezy. Istnieją dwie główne podgrupy. Pierwsza to koncerty pojedyncze, druga podgrupa to koncerty festiwalowe (obiecuję, że na temat festiwalów poświęcę osobny wpis, jednak stanie się to wtedy kiedy drzewa się zazielenią, temperatura będzie się utrzymywała na rozsądnym poziomie, a perspektywa kilkudniowych świąt muzycznych będzie nieco bliższa).

Tymczasem chciałbym zacząć od opracowania koncertów pojedynczych. Są to występy kiedy przychodzimy po to, żeby zobaczyć danego wieczora konkretny zespół, pod którego impreza jest organizowana. Innymi słowy można powiedzieć, że jest to każdy koncert poza większymi imprezami, które stawiają na ilość zespołów, a nie na występ konkretnej gwiazdy (czyli poza festiwalami, festynami, juwenaliami itd.). W wypadkach koncertów pojedynczych mamy zwykle do czynienia z jedną do dwóch głównych gwiazd danego wieczoru (w porywach trzech). Te "jednogwiezdne" to zdecydowana większość wszystkich koncertów pojedynczych, chyba że mamy do czynienia z takimi przypadkami, kiedy dwa zespoły postanowiły wyruszyć razem w trasę. Przykładem takich zabiegów jest chociażby legendarna trasa Metallici i Guns n' Roses (+Faith No More), czy zeszłoroczna trasa Hot Chip i LCD Soundsystem. Nie można mylić oczywiście tego typu występów jako podziału na support i główną gwiazdę. W tym wypadku obydwa zespoły mają rangę gwiazdy. Tego typu imprezy są jednak rzadkością, jak już wspomniałem przytłaczającą większość występów pojedynczych stanowią te, gdzie gwiazda jest jedna i to na jej koncert idziemy danego dnia.


Biorąc pod uwagę, że zamierzamy brać udział w występie konkretnego artysty, to musimy być jego sympatykami, albo chociaż za nim przepadać, w końcu nie płacimy za wejście na koncert artysty, którego nie lubimy, no chyba że z czystej ciekawości chcemy zobaczyć jak wgląda jego koncert. W każdym razie, idąc na imprezę z konkretnym artystą jesteśmy w pewien sposób nim zainteresowani. Przez to liczba przypadkowych osób na danym koncercie diametralnie spada (o przypadkowości widowni w poprzedniej analizie o cenie biletów i w przyszłości jako osobny wpis). Ta sytuacja sprawia, że lepiej czujemy wspólnotę, wszyscy lubimy/interesujemy się taką muzyką, czujemy więź, po prostu lepiej się czujemy wśród ludzi w pewien sposób nam bliskim.

Podsumowując aktualny wątek, koncerty pojedyncze są zwykle jednogwiezdne, z rzadkimi wyjątkami dwóch lub więcej headlinerów. Jeśli chodzi o publiczność to jest ona o wiele mniej przypadkowa od tej festiwalowej, gdzie często bywa, że na danym koncercie są osoby, które po prostu nie mają w danym czasie niczego innego do roboty 

Drugą wymienioną przeze mnie grupą są koncerty festiwalowe, które nie są ukierunkowane na konkretną gwiazdę, lecz na "gwiazdozbiór", mający na celu zgromadzenie jak największej liczby ludzi, połączenie sukcesu komercyjnego i dobrą zabawą. Na festiwal zwykle nie idzie się na występ jednej konkretnej gwiazdy, tylko, nawet w przypadku wypadu jednodniowego, na konkretną grupę wykonawców, którzy nas interesują. Uwzględniając, że mamy dużo zespołów, mamy również wiele osób ze zróżnicowanymi gustami, dlatego też elitarność publiki festiwalowej jest o wiele mniejsza niż tej na pojedynczych występach, jakkolwiek mono ukierunkowany festiwal by nie był.



Istotną kwestią różnicującą koncerty festiwalowe i pojedyncze jest również wykonywany materiał. O ile na osobnych imprezach artysta/zespół może sobie pozwolić na pewną dozę dowolności w sprawie długości koncertu - na festiwalach jest to ściśle określone. Zwykle na tych drugich koncert jest krótszy, co oczywiście spowodowane jest koniecznością rozlokowania się kolejnego zespołu na scenie o określonej godzinie. Materiał sam w sobie, dobór utworów także zwykle się różni. Podczas pojedynczych występów artysta wykonuje zwykle materiał ukierunkowany na fanów, może na przykład zagrać zamiast hitu, ciekawostkę, co zwykle (zwykle!) nie powoduje jakiegoś ogromnego zawodu. Na festiwalach publiczność jest na tyle zróżnicowana, że zespoły próbują zagrać piosenki "pod każdego", nie kombinują i zwykle grają składankę największych przebojów i parę utworów z promowanego utworu, jeśli jest taka możliwość. Nie bez powodu mówi się o "setach festiwalowych" (koncerty festiwalowe) i "standardowych setach" (koncerty pojedyncze).

Kończąc wpis chciałbym podsumować i zestawić najważniejsze cechy różnicujące obydwie grupy. Po pierwsze koncerty pojedyncze charakteryzują się tym, że impreza ustawiana jest pod jednego (lub dwóch, maksymalnie trzech) wykonawców, w przeciwieństwie do festiwali gdzie impreza organizowana jest z myślą o całej grupie równorzędnych artystów. Publiczność na koncertach pojedynczych jest o wiele mniej przypadkowa od festiwalowej, gdyż nastawiona jest tylko na jednego artystę, kiedy festiwalowa jest na tyle zróżnicowana, że pośród tłumu znajdą się fani wielu różnych zespołów występujących na imprezie. Lista utworów także je różnicuje. Na pojedynczych artysta gra dla fanów, może wtedy uwzględnić więcej ciekawostek, przedłużyć koncert, w przeciwieństwie do festiwalu gdzie gra krócej i w znaczącej większości sprawdzone hity, aby móc zadowolić każdego widza.

Osobiście o wiele bardziej wole chodzić na pojedyncze koncerty, mimo to, że stosunek wydanych pieniędzy do zobaczonych artystów jest znacznie większy od opcji festiwalowej, jednak sama atmosfera elitarności i otoczenia samych fanów zwykle to rekompensuje. Tym bardziej nie mogę się doczekać na moją trasę po koncertach pojedynczych, którą odbędę tej wiosny. Już niedługo kolejna analiza (niedawno dodanego) podziału ze względu na promocję materiału i oczywiście wpis o trasie the Wall z okazji zbliżającego się koncertu Rogera Watersa w Łodzi, już za tydzień 18.04.2011.

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz